niedziela, 21 grudnia 2014

Rozdział 2


Błądziłam po mieście bez celu. Nie trudno było wymknąć się z domu. Skakanie z okna na drzewo i schodzenie z niego na twardy grunt mam opanowane do perfekcji. To nie jest moja pierwsza ucieczka z domu i na pewno nie ostatnia. Szczerze mówiąc to jest to jedno z moich ulubionych zajęć. Od przeprowadzki do Londynu moi kochani rodzice stwierdzili, że kolokwialnie mówiąc udupią mnie. A raczej moje życie. Zawsze mnie trzymali pod kloszem. Moim ratunkiem mogłaby być szkoła. To może głupie, ale chyba każdy by tak sądził, gdyby nie miał życia. Minęły wieki, a ja wciąż nie przekonałam rodziców, aby posłali mnie do normalnej szkoły. Indywidualne nauczanie jest do bani.
Obejrzałam się, chcąc sprawdzić gdzie jestem. Duży zielony park, mnóstwo radosnych dzieci... Niech mnie ktoś uszczypnie, bo chyba znalazłam się w kiepskim amerykańskim filmie. Brakuje tylko płaczącego dziecka i pomyślę, że odgrywam tu główną rolę. Przeszłam kilka kroków na przód. Przemierzyłam wzrokiem okolicę w poszukiwaniu ciekawego i spokojnego miejsca.
- Mam cię - uśmiechnęłam się delikatnie.
Podeszłam do starej aczkolwiek pięknej (jak na swoje lata) Wierzby. Odsłoniłam ręką liście, robiąc dla siebie przejście. Usiadłam wygodnie pod drzewem i opierając się o pień, zamknęłam oczy, pobudzając swoją wyobraźnię. Gdyby tak to było magiczne przejście do krainy, o której tylko ja wiem. To mogłaby być moja ucieczka. Mój mały sekret...
Mimo, iż buntuje się przeciwko rodzicom i chcę zwykłego życia to nie rajcują mnie imprezy i inne takie. Jestem typem samotniczki. Wystarczy mi mały kącik i dobra książka. To mnie uszczęśliwa. Ja tylko pragnę normalnie funkcjonować. Pragnę być wolna...
- Cześć - usłyszałam radosny głosik, który na jakieś dziewiędziesiąt osiem koma dwa procent należał do dziewczynki. Jednak żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. Gender i te sprawy. Wszystko jest możliwe. Odwróciłam głowę i spojrzałam w duże, błękitne oczy. Mały nos, okrągła buzia, uśmiech od ucha do ucha oraz długie, blond włosy. Tak, to zdecydowanie dziewczynka.
- Hej - odpowiedziałam niepewnie.
- Co tu robisz? - zapytała.
- Odpoczywam. A ty?
- Chowam się - odparła uradowana blondyneczka. - Ty też się ukrywasz. Przed rodzicami czy światem? A może i tym i tym?
Jak, na oko, sześciolatke ta mała jest dość ciekawskim dzieckiem, żeby nie powiedzieć wścibskim.
- Jak masz na imię? Skąd jesteś? Ile masz lat?
I zadaje stanowczo za dużo pytań.
- Wow zwolnij trochę. Jestem Savi. A ty jak masz na imię?
- Pheobe.
- Więc Pheobe... Nie boisz się tak zagadywać nieznajomych?
- Nie wyglądasz na groźną.
Dziewczynka przyjrzała mi się uważnie, po czym uśmiechnęła się szeroko. Odłożyła swojego białego misia na bok i przysunęła się bliżej mnie.
- Masz cukierka?
Zrobiłam tak zwanego facepalm'a. W tych czasach tyle słyszy się o morderstwach, porwaniach. Huczą o tym dosłowanie wszędzie. I nagle pewnego dnia potencjalna mała ofiara przychodzi sama do ciebie i jeszcze chce cukierka. Okay...
- Niestety nie.
- Nic nie szkodzi. Ja mam - wyjęła z kieszeni paczkę kolorowych drażetek. - Chcesz?
- Czemu nie... - wzięłam czerwonego cukierka - Gdzie twoi rodzice?
- Na statku.
- Że co?! - niemal krzyknęłam.
Statku? Jacy rodzice zostawiają dziecko na lądzie i sami odpływają statkiem? Przecież to niemoralne!
- No zbuntowali się, ukradli mój statek. Teraz jako jedena z nielicznych piratek kapitanów szukam nowej załogi majtków, aby plądrować ziemię.
W szoku patrzyłam na dziewczynkę, która stanowczo za dużo oglądała Piratów z Karaibów. Mam dwa wyjścia. Zwiewać albo słuchać jej, wpatrującej się we mnie z uporem maniaka. Jednak moje wewnętrzne dziecko nie pozwala zostawić mi tej małej. Czasem mam za dobre serce...
- Dobra młoda chodź. Odbijemy twój statek.

Zapukałam w duże, brązowe drzwi. Uśmiechnęłam się do Pheobe, która trzymając moją rękę próbowała otworzyć jedną dłonią paczkę cukierków. Po minucie w drzwiach stanęła kobieta w średnim wieku.
- Pheobe! Boże dziecko... Tak się martwiłam. Ile razy można ci powtarzać, że nie wolno uciekać z domu.
- Daj spokój mamo. Zwerbowałam nowego członka załogi - uradowana dziewczynka spojrzała na mnie. W jej ślady poszła matka.
- Naprawdę nie wiem jak mam ci dziękować.
- Ależ to drobiazg. Z przyjemnością zostałam majtkiem - zaśmiałam się.
- Savi odwiedzisz mnie jeszcze?
- Jeśli mama się zgodzi...
- Mamo proszę - blondynka zrobiła popisową sztuczkę każdego dziecka czyli oczka szczeniaczka. Jak rodzice się pod tym uginają to nie mam pojęcia.
- Myślę, że mam lepszą propozycję.

Wdrapałam się na drzewo i przemknęłam przez okno do swojego pokoju. Myśląc, że i tym razem nikt nie zauważy mojej nieobecności... byłam w błędzie. Rodzice siedzieli na moim łóżku i ze stoickim spokojem czekali aż coś powiem. Jednak co miałam im powiedzieć? Miałam się powtarzać, że mnie ograniczają? Że chcę innego życia? Koleja kłótnia i na co to komu?
- Dostałam pracę...

------------------------------------------------------------
Cześć kochani!
Witam w drugim rozdziale. Nie będę się nad nim rozwodzić, bo dziwnie wyszedł. Liczę na opinię.
Ari x

sobota, 20 grudnia 2014

Rozdział 1

Wchodząc do szkoły, od razu do moich uszu doszedł głośny gwar rozmów i niekontrolowane wybuchy głośnego śmiechu. Krzywiąc się lekko, złapałam mocniej za pasek swojej czarnej torby, po czym unosząc z godnością głowę do góry ruszyłam w stronę Sekretariatu, którego położenie wskazywały naklejone na ścianie strzałki. Przechodząc obok uczniów, skupionych po kilka osób, opowiadających sobie historię wakacyjne, poczułam się jak Nastoletnia Frajerka. Zero przyjaciół, zero znajomych, nowe miejsce zamieszkanie, a wakacje spędziłam w domu, oraz miejscu którego nienawidzę. W miejscu, gdzie na samo wspomnienie, mam ochotę zakopać się pod kołdrę i zacząć płakać. Pukając delikatnie w drewniane drzwi, postanowiłam przestać żyć przeszłością i przekraczając próg, weszłam do przestronnego gabinetu, gdzie przy biurku siedziała średniego wieku, zadbana kobieta o bystrym niebieskim spojrzeniu.
- W czym mogę pomóc? - zapytała głośno, patrząc na mnie z miłym uśmiechem.
- Miałam się tutaj zgłosić po plan oraz podręczniki - wymamrotałam pospiesznie, zakładając niesforny kosmyk, pomalowanych na granatowo włosów, za ucho.
- Imię i nazwisko?
- Sophie Holland - wymamrotałam szybko, patrząc ze skrępowaniem, jak kobieta, pochylając się do przodu, sunie długim palcem po jakiejś liście.
- Klasa pani Blair - powiedziała nagle i podnosząc głowę do góry uśmiechnęła się szeroko - Odpowiednia do twoich klasyfikacji - podając mi jakieś kartki, uśmiechała się tajemniczo w moją stronę - Pod koniec dnia, przynieś mi ostatnią kartkę podpisaną przez wszystkich nauczycieli - kończąc mówić, ponownie zaczęła coś uzupełniać w komputerze.
- Dziękuje, do widzenia - powiedziałam szybko i wychodząc na korytarz, stanęłam przy ścianie i wyciągając kartki przed siebie, zauważyłam, że nie tylko w ręku trzymam plan zajęć, ale również małą mapkę, która miała zapoznać mnie z rozmieszczeniem poszczególnych klas oraz kartkę na podpisy o której wspominała sekretarka. Kiwając lekko głową w przód, sprawdziłam gdzie mam teraz lekcje, po czym wrzucając papiery do torby, ruszyłam korytarzem w stronę odpowiedniej klasy. Podchodząc pod odpowiednie drzwi, ze strachem spojrzałam na utworzone grupki, które z rozbawieniem coś sobie opowiadały. Stając w kącie przy oknie, obserwowałam wszystkich z lekkim niepokojem w sercu. Kiedy usłyszałam dźwięk dzwonka, moje serce zamarło, a strach spowodował, że mój wzrok stał się zamglony. Otwierające się drzwi klasy też nie polepszyły mojego samopoczucia, ponieważ czułam się jakby moje kolana zamieniły się w watę. Wciąż na miękkich nogach, weszłam na samym końcu, jak już wszyscy znajdowali się w środku. Przełykając głośno ślinę, niepewnie skierowałam się do biurka nauczycielki, która z rozbawieniem obserwowała klasę, która przepychając się między sobą, sadowiła się na swoim miejscach.
-  Przepraszam - wyszeptałam cicho, stając obok wysokiej, ciemnowłosej kobiety - Pani sekretarka prosiła o podpis tego- podając jej szybko kartkę, opuściłam wzrok na swoje czarne trampki za kostkę.
- Nowa uczennica? - zapytała przyjaźnie.
- Tak - podnosząc wzrok do góry, spojrzałam jej prosto w czysto niebieskie oczy.
- Uwaga cisza - krzyknęła w stronę klasy, unosząc ręce do góry - Od dzisiaj do naszej klasy będzie chodzić nowa uczennica - uśmiechając się przyjaźnie w moją stronę, powiedziała uprzejmie - Opowiesz coś o sobie?
- Nazywam się Sophie - powiedziałam niepewnie, bawiąc się nerwowo palcami - Urodziłam się w Grecji, ale z pochodzenia jestem Brytyjką.
- Dziękuje Sophie, a teraz usiądź proszę obok Luke'a - stojąc nadal na środku klasy, ze zdenerwowaniem zaczęłam rozglądać się dookoła, aż znalazłam wolne miejsce obok jakiegoś blondyna, który spał na ławce. Idąc w jego stronę, cicho siadłam na krześle, po czym wyjmując zeszyt i długopis z torby, odstawiłam torebkę na podłogę. Słuchając pani, która pytała się klasę o spędzone wakacje, otworzyłam zeszyt na pierwszej wolnej stronie i z nudów zaczęłam pisać w nim jakieś nowe opowiadanie.
- Co robisz? - zapytał nagle, mój kolega z ławki, podnosząc głowę do góry, dzięki czemu mogłam zobaczyć, że posiadał on najładniejsze niebieskie oczy, jakie kiedykolwiek wiedziałam.
- Nic takiego - powiedziałam szybko speszona, po czym zamknęłam zeszyt.
- A tak w ogóle, to Luke jestem - wystawiając w moją stronę dłoń, spojrzał na mnie z uśmiechem, który ukazał słodkie dołeczki w jego policzkach.
- Sophie - wymamrotałam zawstydzona, opuszczając wzrok w dół.
- Nie bądź taka nieśmiała - wymamrotał cicho ze śmiechem, po czym spojrzał swoimi niebieskimi oczami na kobietę, która okazała się naszą wychowawczynią.
- A ty Hemmings jak spędziłeś wakacje? - zapytała pani Blair, patrząc prosto na naszą ławkę.
- Jak to jak? - zapytał ze śmiechem - Nagrywaliśmy z chłopakami nowe wideo, a później to już nie ważne - uśmiechając się tajemniczo, zajął się odpisywaniem na esemesa.
- Gdzie się podział ten nieśmiały chłopczyk? - zaśmiała się wychowawczyni, po czym spojrzała na mnie - A ty Sophie?
- Nie byłam nigdzie - powiedziałam niepewnie, przypominając sobie, mały pokój o białych ścianach i hałas pikających maszyn....

Stojąc samotnie na korytarzu, przymknęłam ze smutkiem powieki.
~Wiedziałam, że tak będzie - wyszeptałam do siebie w myślach, słuchając plotek na własny temat.
- Słyszałam, że jesteś tą nową - słysząc jakiś dziewczęcy głos obok siebie, otworzyłam oczy i zobaczyłam przed swoją twarzą, duże ciemnobrązowe oczy i burzę czarnych loków - Madeline - powiedziała z uśmiechem, odsuwając się lekko ode mnie - Miło mi cię poznać Sophie - uśmiechając się szeroko, wzięła w palce kosmyk moich włosów.
- Mnie również - powiedziałam zdezorientowana, patrząc jak dziewczyna z zadowoleniem zakręca moje włosy, sobie na palec.
- Masz cudowne włosy - powiedziała nagle - Wybacz tę bezpośredniość, ale nie umiem inaczej - uśmiechając się uroczo, puściła moje włosy - Może dlatego nikt się nie chce ze mną przyjaźnić, nie wiem - wzruszając ramionami, ruszyła w stronę sali od matematyki zostawiając mnie całkiem samą.
- Okej - wymamrotałam cicho, podążając za klasą.

Wychodząc z samochodu czułam się bardzo zmęczona. Patrząc na plecy mamy, która szła przede mną, czułam się jakbym wracała znów z tamtego miejsca, jakbym znów spędziła tydzień w szpitalu i teraz zmęczona wracała do domu. Niestety teraz to zmęczenie spowodowane było szkołą oraz nadmiarem wrażeń. Madeline już mi raczej nie odpuści, może to i lepiej....
- Jesteś głodna? - słysząc pytanie z ust rodzicielki, wybudziłam się z rozmyśleń.
- Pójdę się chyba położyć - stwierdziłam szybko i nie czekając na żadną odpowiedź, ruszyłam po schodach na górę do swojego pokoju. Kiedy tylko, weszłam do środka, ominęłam szerokim łukiem porozkładane na podłodze pudła, po czym siadając przy biurku, wyjęłam pamiętnik i zaczęłam pisać.

Drogi Aniele
Dzisiejszy dzień był pełen wrażeń. Nowa szkoła, nowe znajomości, nowe problemy. Nie każdy umie zaakceptować "nową", wiem także, że nowy uczeń ma wielkie trudności na początku i staram się z tym oswajać, ale nadal smutno mi na samą myśl, że oni nawet nie chcieli mnie poznać, a już mnie ocenili. Czy naprawdę jestem aż tak zła? Jedynie Luke (mój kolega z ławki) oraz Madeline, starali się ze mną rozmawiać, może to i lepiej. A jakby ktoś zapytał jak spędziłam wakacje? Co bym odpowiedziała? Chyba nikt nie chciałby słuchać o moich problemach zdrowotnych, które miałam w te wakacje, nikt nie chciałby słuchać, że niedługo już mnie tu nie będzie........
Wybacz mój kochany Aniołku, ale czuję wielkie zmęczenie i raczej położę się spać. Kocham cię i dziękuje ci za wysłuchanie.
Twoja kochana Sophia ;* 

wtorek, 9 grudnia 2014

Prolog 2



- Philippe proszę cię. To nie rozwiązanie! Philippe!
Mężczyzna, nie zważając na krzyki zrozpaczonej żony, szedł w stronę wielkich drzwi trzymając sześciolatkę za rączkę. Chciał już wejść do środka, kiedy córeczka mocniej ścinsnęła jego dłoń. Spojrzał w jej duże, zaszklone oczki, które ukazywały przerażenie. Widząc ten obrazek ścisnęło mu się serce. Kucnął na przeciwko dziewczynki i pogłaskał jej policzek.
- Savi - zaczął łagodnym tonem - nie bój się.
Dziewczynka mocniej przytuliła swojego misia.
- To tylko chwilowy pobyt, jak wakacje - uśmiechnął się kojąco, choć przychodziło mu to z trudem. Miał zaprowadzić swoją kruszynkę do zamkniętego szpitala, w którym będzie przebywała rok. Rok bez jego ukochanej córeczki.
- Nie chce - zaszlochała.
- A będziesz jadła?
- Panna Lapresse mówi, że jestem za gruba na baletnicę.
Próbował zachować spokój, ale nie potrafił, gdy słyszał imię kobiety, która zepsuła życie jego dziecku. Westchnął cichutko, wiedząc, że musi ją pożegnać. Wstał i zaprowadził córkę do lekarza, który miał się nią zaopiekować.
- Philippe! Nie!
- Kocham cię kruszynko.

Wyłączyłam telewizor, gdzie właśnie pokazywali "Jezioro Łabędzie" w wykonaniu najlepszych tancerzy baletowych. Rozmarzona zeszłam do kuchni, w której reszta mojej rodziny spożywała kolację.
- Wreszcie raczyłaś się pojawić!
- Aurélie, kochanie, przestań - powiedział tata, przerywając jej monolog.
- Znów tań... - zaśmiał się Jean-Charles, ale nie dokończył, bo kopnęłam go w kostkę. Ten mały kabel zrobi wszystko, żebym nie miała życia w domu.
- Balet - bardziej stwierdziła niż zapytała matka, posyłając mi wrogie spojrzenie.
Balet w naszej rodzinie był czymś zakazanym. Nie pamiętam co się takiego wydarzyło, że nawet pomyśleć o nim nie można. Jedyne co wiem to to, że zawsze chciałam być baletnicą i nawet uczyłam się kiedyś, ale...
- Tylko oglądałam. Marzyć też mi nie można?

Laissez-moi rêver
Laissez-moi y croire

- Dobrze wiesz, że...
- Właśnie nie wiem! - krzyknęłam, wstając z krzesła - Nic mi nie mówicie! Chcę poznać tą historię, zmienić coś, ale nie dajecie mi szansy!

Laissez-moi dire
Qu'on peut changer l'histoire

- Wiecznie mam jakieś idiotyczne zakazy, które są bezpodstawne! Duszę się tu! Jestem ponoć wolnym człowiekiem!

Si c'est vrai qu'on est libre
Qu'on peut s'envoler
Qu'on me délivre
Je sens que je vais étouffer

- Zamilcz - syknęła również wstając - To dla twojego dobra. Będziesz posłuszna i koniec. Marsz do pokoju!
- Aurélie - tata chciał ją powstrzymać, ale nie mógł. Nigdy nie dawał rady.
- NATYCHMIAST!

Je ne les comprends pas
Mais qu'est ce qu'ils veulent dire
Pourquoi j'ai froid
Est-ce que c'est ça mourir?
Et si je veux survivre
Dois-je vraiment accepter
De tous les suivre
Loin de ma réalité

- Laissez-moi en direct!

-----------------------------------------------------------------------------------------------
Witam w drugim prologu!
Mam nadzieję, że się spodobał i liczę na wasze komcie x
Już niedługo zrozumiecie o co chodzi w tej pogmatwanej historii.
Ari x

niedziela, 7 grudnia 2014

Prolog

"....Co z nami będzie? Po raz kolejny piszę to na twoich kartkach, ale nadal to pytanie siedzi w mojej głowie. Co z nami będzie? Czy nasze życie się nie zmieni i nadal będziemy się zachowywać jak przed przeprowadzką? A może sytuacja obróci się o 180 stopni i nasze życie ulegnie radykalnej zmianie? Czy więzi rodzinne przywiezione z Londynu, przetrwają na gorącym Sydneyowskim słońcu?...."
- Sophie wysiadaj jesteśmy na miejscu - słysząc głos ojca, spojrzałam na ojca znad kartek swojego pamiętnika.
- Coś mówiłeś? - zapytałam cicho, chowając notes do torby.
- Jesteśmy na miejscu - uśmiechając się szeroko, wskazał swoją dużą dłonią, na budynek przed nami. Nowa szkoła....Cudownie. Przewracając oczami, chwyciłam torbę i żegnając się z rodzicem, wyszłam na wrześniowy skwar panujący w Australii.
- Czas się zmierzyć z nadmierną uprzejmością - szepcząc do siebie dla otuchy, ścisnęłam mocniej pasek swojej torby, po czym zrobiłam pierwszy krok w stronę nowej przyszłości.